wtorek, 21 lutego 2017

"Gwiazd naszych wina" (film) - recenzja.



Niedawno napisałam pierwszą na tym blogu recenzję filmu, którą można zobaczyć TU. Wyszła niestety bardzo krótka (nie mam pojęcia dlaczego moje wpisy zamiast być coraz dłuższe, stają cię coraz krótsze i obiecuję, że postaram się coś z tym zrobić). Mam nadzieję, że dzisiaj uda mi się trochę rozpisać, tym bardziej, że naprawdę jest o czym.






            Wszyscy wiemy, że prędzej czy później umrzemy. Ale większość z nas traktuje to jako coś bardzo odległego. Inne podejście mają do tego osoby chore. Gdy usłyszymy diagnozę – nowotwór możemy się załamać. Ale możemy też starać się wykorzystać czas, który nam został, oswoić się z chorobą i żyć. To nie jest łatwe, ale możliwe. Udowadniają to bohaterowie filmu, który powstał na podstawie książki Johna Greena (niedługo pojawi się recenzja innej jego książki, którą aktualnie czytam).

 

Hazel, bo tak ma na imię główna bohaterka, na codziennie musi zmagać się z rakiem  tarczycy w czwartym stadium, z przerzutami do płuc, które sprawiają, że dziewczyna nie może samodzielnie oddychać. Dziewczyna jest dość zamknięta w sobie. Wciąż czyta tą samą książkę ( swoją drogą, czy Wy też tak robicie? Bo ja tak…), która ma tylko jedną wadę – jest nieskończona (sama jedną nieskończoną książkę już przeczytałam – recenzja TU). Marzy o spotkaniu autora i poznaniu zakończenia.




Wszystko w jej życiu zmienia się, kiedy „wygoniona” przez rodziców na spotkanie grupy wsparcia poznaje Augustusa. Między dwójką tak różnych, a jednak na swój sposób podobnych osób rodzi się uczucie. Początkowo jest to jedynie przyjaźń, jednak z czasem zamienia się w jedno z najsilniejszych uczuć (jeśli nie najsilniejsze!) – miłość. Gus bardzo zmienia dziewczynę. Sprawia, że Hazel otwiera się na świat i robi rzeczy, na które przed poznaniem chłopaka z niezwykłym podejściem do życia by się nie odważyła. Robi wszystko by główna bohaterka spełniła swoje marzenie i stara się wywołać uśmiech na jej twarzy.

 

Zakończenia zdradzać Wam nie będę. Powiem tylko, że jest to jedna z najpiękniejszych historii jakie miałam okazję poznać. Bo miłość nie potrzebuje róż i czekoladek, a romantyk to nie osoba, która pokaże ci niezwykłe miejsca, ale osoba, która pokaże ci miejsca zwykłe, w niezwykły sposób.
           



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz