poniedziałek, 30 stycznia 2017

Styczniowe inspiracje.



Długo zastanawiałam się o czym napisać „styczniowe inspiracje”, które z reguły są notkami trochę o wszystkim i o niczym. Uznałam, że zamiast zamęczać Was moim nieskładnym słowotokiem jak to mam w zwyczaju robić po prostu pokaże Wam to, co mnie ostatnio w jakiś sposób inspirowało i mnie otaczało. Zrobienie kolaży zajęło mi trochę czasu, więc mam nadzieję, że taka forma wpisu Wam się spodoba.

P.S. Czy Wy też zastanawiacie się, gdzie uciekł styczeń? Bo mamy już 30, a dopiero co był NowyRok



piątek, 27 stycznia 2017

Wielkie miasta...



…mają w sobie to „coś”. Zdecydowanie. Nie potrafię stwierdzić co jest owym „czymś”. Może to różnorodność ludzi i ich stylów bycia? A może połączenia nowoczesności i tradycji? Specyficzny hałas? Mam wrażenie że wszystko po trochu. Często kiedy idę przez któreś z takich wielkich miast mam ochotę usiąść w kawiarence, zamówić gorącą czekoladę i … obserwować. 
 Obserwować ludzi i zastanawiać się, dokąd tak bardzo spieszy się dziewczyna w beżowym płaszczyku ciągnąca za sobą walizkę? Jak zaczęła się historia zakochanej pary stojącej po drugiej strony ulicy? I na co czeka chłopak w niebieskiej czapce samotnie siedzący na ławce? Nie wiem. I prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem. Coś w tych wielkich miastach jest, ze przyciągają mnie do siebie, i sprawiają, że czuje się taka mała wobec ich ogromu …


               


wtorek, 17 stycznia 2017

Jak filmy i książki na nas wpływają?



 To, jacy jesteśmy zależy w dużej mierze od tego, czym się otaczamy. Kształtują nas nie tylko ludzie, z którymi przebywamy, ale także książki i  filmy.


                 
Badania naukowe wykazały, że gdy czytamy lub oglądamy film, to często identyfikujemy się z bohaterami, zwłaszcza jeśli są do nas podobni (są tej samej płci, w podobnym wieku, mają podobną sytuację). Docieramy do głęboko ukrytych emocji, zastanawiamy się nad tym, czego doświadczyliśmy i przekładamy rzeczywistość filmową lub książkową na swoje własne życie. To, że nie analizujemy bezpośrednio siebie, tylko bohatera jest dla nas po prostu wygodniejsze.


              
  To, że niektórzy mówią, że wychowali się na konkretnych bajkach, filmach i książkach kiedyś wydawało mi się dziwne. Ale wbrew pozorom to jest prawda i widzę to sama na swoim przykładzie i chociaż z niektórych książek już wyrosłam, to nadal wiele z nich pamiętam.
               



 Książki i filmy pomagają nam też przenieść się do innego świata i zapomnieć o problemach (o tym, dlaczego warto czytać pisałam Tu). Ważne jest jednak staranne dobieranie tego co oglądamy, bo kształtuje to w nas zarówno dobra jak i złe cechy. Odpowiednia książka w odpowiednim czasie potrafi naprawdę pomóc spojrzeć na to co dzieje się w naszym życiu z innej perspektywy.
               


 Nie sugerujcie się tylko tym, co mówią Wasi znajomi. Znajdźcie to co wam się podoba i Was inspiruje, a zobaczycie jak takie drobne rzeczy potrafią wiele zdziałać.

piątek, 13 stycznia 2017

"Magia kasztana" - recenzja.



Jak już wielokrotnie mówiłam czytam bardzo dużo książek. Dlatego spora część z nich jest dla mnie po prostu przewidywalna. Kiedy dostałam książkę, o której dzisiaj chcę Wam opowiedzieć ( a było to już jakiś czas temu), też tak myślałam. Po przeczytaniu zrozumiałam jednak dosłowne znaczenie powiedzenia „nie oceniaj książki po okładce”(która swoją drogą jest bardzo ładna).


„Magia kasztana” opowiada o dziewczynie, której rodzice giną w wypadku samochodowym. Główna bohaterka musi pozostawić swoją ukochaną, niewielką miejscowość i wyjechać do Warszawy by zamieszkać z siostrą jej ojca, której praktycznie w ogóle nie zna. Kamili nie jest łatwo. Musi poradzić sobie nie tylko z brakiem rodziców i ogromną tęsknotą za domem, ale także bardziej codziennymi sprawami jak szkoła. Poznaje wiele osób – zarówno tych, bez których nie wyobraża sobie dalszego życia, jak i tych, którzy starają się jej to życie uprzykrzyć. Opisane są tam także problemy jej bliskich - tajemniczego Wojtka, nieszczęśliwie zakochanej Małgosi i samotnego reżysera Piotra.

 Niesamowitego „klimatu” nadają książce cytaty zamieszczone na początku każdego rozdziału. Niezwykły jest też sposób patrzenia na świat głównej bohaterki i to w jaki powieść ta pokazuje sytuacje, które spotykają ogromną liczbę ludzi, a których często nie dostrzegamy.
               
 Jest to chyba jedna z pierwszych książek, którą mogę czytać nieskończoną ilość razy, i za każdym porusza mnie tak samo mocno.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Typowa dziewczyna.



                Na świecie nie brak stereotypów i przekonań. Nie znam chyba dziewczyny, która chociaż raz w życiu nie pomyślała „ja nie jestem taka, jak inne dziewczyny”. Serio.  Mamy świra na punkcie tego, by broń Boże nie być „typowymi dziewczynami”.  To nawet głupio brzmi! To tak jakby bycie ZWYKŁĄ DZIEWCZYNĄ równało się z byciem tępą, głupią i w ogóle było bez sensu!




                Stajemy na rzęsach po to, by pokazać światu, że jesteśmy inne niż wszystkie. Wydaje nam się, że same w sobie nie jesteśmy ciekawe. Na każdym kroku próbujemy udowodnić, że może inne dziewczyny są nijakie, ale my jesteśmy super.



                Dziewczyny często postrzegają bycie dziewczęcą, lekkomyślną i troszkę roztrzepaną jako wadę. Wydaje i się, że upodobanie do ładnej fryzury, różowej obudowy na telefon, czerwona szminka, fochliwa natura raz w miesiącu i w ogóle wszystko co wiąże się z byciem dziewczyną nie ma sensu. To jest NIENORMALNE. To może lepiej żeby dziewczyny nie istniały, hm?



                To, że ktoś powie, iż robimy coś „jak dziewczyna nie znaczy, że robimy to gorzej. Skoro jestem dziewczyną, to zachowuję się jak dziewczyna. Bo jak mam się niby zachowywać?! Ja lubię być dziewczyną. Lubię mieć swoje humory i czasem zająć się typowo „babskimi sprawami”. Po prostu.



                Wszystkie jesteśmy wyjątkowe i nie musimy tego nikomu udowadniać. Naprawdę. A to, że któraś z nas lubi różowy nie znaczy, że jest tępa. To znaczy, że lubi różowy. I tyle

piątek, 6 stycznia 2017

"Z kim płaczą gwiazdy" - recenzja.



Jednymi z najlepszych prezentów świątecznych są książki (o tym, dlaczego warto czytać pisałam TU). W tym roku pod choinką znalazłam m.in. propozycję polskiej autorki.



Na 190 stronach została opisana historia prawdziwej miłości (i nie ma to nic wspólnego z tanimi romansami). Michał – jeden z głównych bohaterów książki autorstwa Ewy Barańskiej poważnie uszkadza sobie kręgosłup skacząc do jeziora. Jego przyjaciele, rodzina oraz ukochana Weronika postanawiają zrobić wszystko, aby mu pomóc. Próbują zebrać kilkaset tysięcy złotych potrzebnych na operację, która może (ale nie musi) przywrócić sparaliżowanemu chłopakowi sprawność. Zgłaszają się do fundacji, organizują zbiórki i wyprzedaże niepotrzebnych rzeczy itd. Angażują kogo tylko się da. Najbardziej zaangażowana w to przedsięwzięcie jest Weronika. Jest skłonna zrezygnować ze studiów na prestiżowej uczelni, byle by tylko uratować ukochanego. Nie podoba się to rodzicom dziewczyny, którzy próbują przekonać dziewczynę do zmiany decyzji.  Nie rozumieją jej i zamiast pomóc, tylko bardziej dołują i tak zrozpaczoną (ale pełną nadziei) dziewczynę.
            Książka napisana jest naprawdę lekkim językiem, bez zbędnych opisów. Pozostawia jednak pewien niedosyt, ponieważ jest … niedokończona. Nie jest więc to dobra lektura dla osób o słabych nerwach. Mimo to bardzo serdecznie Wam ją polecam, ponieważ pokazuje trudną sytuację, która może spotkać każdego z nas i skłania do przemyśleń.